Tylko nieliczni porwą się na tak intensywne spędzanie wolnego czasu w świąteczne dni weekendu majowego.

Marta i Robert oraz Michał z Moniką po 1 majowym 280 km „pochodzie” rowerowym stwierdzili, że 3 maja też pokręcą 🙂 I wybrali się do Berlina w towarzystwie Marka, Kingi, Rafała i Krzyśka, a stamtąd, po zwiedzaniu miasta postanowili wrócić rowerami do Gorzowa, mając do przejechania 230 km !!!

Świetna relacja Michała z tego szalonego, ale bardzo fajnego przedsięwzięcia 😉

Po 1 majowej rundzie w trakcie której pokonaliśmy 280 km  wydawało nam się – przynajmniej mi i Monice – że na tym skończą się długodystansowe szaleństwa. Co prawda wiedzieliśmy o planowanym na 3 maja wyjeździe pociągiem do Berlina kilku gorzowskich entuzjastów kolarskich długich dystansów z planem powrotu na dwóch kołach ale nie braliśmy na poważnie tego wydarzenia w swoim grafiku…  2 maja normalny dzień pracy, po pracy regeneracja domowa – jakieś krótkie rozciąganie i rolowanie mięśni a wieczorem spotkanie na saunie razem z Martą i Robertem, którzy już wcześniej byli zdecydowani na „zagraniczną wycieczkę”. Cóż… od słowa do słowa, nie daliśmy się długo namawiać. Cykloza wypełnia nasze osoby w 100% wręcz wylewa z nas jej nadmiar. Plan podróży jest prosty, prognozy pogody sprzyjające a dystans nieco krótszy niż wtorkowy, około 210 km.  Następnego dnia spotykamy się o 6.20 na dworcu PKP w Gorzowie w składzie Rafał – pomysłodawca całej eskapady, Kinga i Marek, Krzysiek oraz Marta, Robert, Monika i ja. Kupujemy bilety, następnie pędem na peron 4 i już siedzimy w pociągu do Berlina,

po drodze przesiadka w Kostrzynie

i około 9.30 lądujemy na stacji Berlin Lichtenberg gdzie w końcu przesiadamy się na ten właściwy środek transportu J. Już pierwsze metry na drogach tej metropolii wprowadzają nas(może nie wszystkich J ) w lekkie osłupienie. Każda uliczka ma wymalowany osobny pas dla rowerów, każde skrzyżowanie ma osobną sygnalizację świetlną dla rowerów. Kierowcy pojazdów spalinowych traktują Cię po królewsku a przynajmniej nie dają powodów żeby myśleć inaczej pomimo tego, że kilkakrotnie mylimy kierunek jazdy i w ostatniej chwili wykonujemy trudne do przewidzenia nawet dla nas manewry. Oni wiedzą, że rower w tym mieście jest pełnoprawnym uczestnikiem ruchu, podobnie jak pieszy z resztą  – możemy tylko odwzajemnić się uśmiechem i miłym gestem. Rafał zaplanował nam kilka punktów „widokowych”  na trasie przejazdu przez Berlin. 

Przejeżdżamy obok wieży telewizyjnej i Fontanny Neptuna. Dojeżdżamy pod stały punkt programu każdej wycieczki udającej się do Berlina – bramę Brandenburską.

Wreszcie mijamy Checkpoint Charlie

i docieramy do kawiarni Steel Vintage Bikes

gdzie pijemy smaczne espresso i podziwiamy ciekawą ekspozycję pośród której znajduje się model Colnago Master na którym nasz mentor Lech Piasecki osiągał swoje największe sukcesy w zawodowym peletonie. 

Wreszcie po części turystycznej w Berlinie nabieramy rozpędu i wyjeżdżamy z miasta. Podróżujemy wąziutkimi drogami o perfekcyjnej jakości pośród ogromnych pól kwitnącego rzepaku z rzadka tylko przemieszczając  się większymi drogami łączącymi kolejne miasteczka.

Przez kilka z nich w ramach łapania oddechu przejeżdżamy tempem paradnym wypatrując co ładniejszych perełek architektonicznych i innych powodów dla których można na chwilę zwolnić.  Faktycznie kolejnym punktem programu jaki serwuje nam Rafał jest jednak podnośnia statków Niederfinow . Różnica poziomów pomiędzy górnym a dolnym odcinkiem kanału wynosi 36 metrów. Konstrukcja jest imponująca, którą warto umieścić w programie swoich przyszłych wycieczek  znajduje się bowiem zaledwie 20 km od przejścia granicznego w Osinowie Dolnym.

Infrastruktura turystyczna całkiem niezła, niestety brak bankomatu i punktów gastronomicznych w których uznawane są „plastikowe pieniądze” goni nas w kierunku granicy. We wspomnianym Osinowie Dolnym robimy „bufet” w restauracji, której dla zachowania dobrego imienia nazwy tutaj nie wymienię 😉 Jak się nie ma co się lubi to się lubi co się ma 😉 Dalej, pospieszani już coraz późniejszą porą ruszamy w kierunku Gorzowa przez Cedynię, Moryń, Mieszkowice i Dębno – dla części z nas takie małe deja vu z 1 majowej trasy. Zmęczenie już konkretnie daje się nam we znaki, regeneracja po 1 majowym wyczynie poszła w zapomnienie.  Kilka kilometrów przed  Dębnem  na zmianie jadą już tylko Robert i Marek. Zasuwają tak, że ledwie dajemy radę koło utrzymać, z drugiej jednak strony chcemy być już jak najszybciej w domach – istna matnia ;). W życiu nie byłem tak ujechany – mózg przełącza organizm na tryb oszczędzania energii, myślenie o kilometrach pozostałych  do domu boli. Rozmowy w grupce umilkły.  W końcu Gorzów – tym razem 230 km w 7 godzin i 50 minut jazdy co daje średnią lekko ponad 29 km/h – to przez to zwiedzanie pewnie 😉

Całość  w swoim stylu podsumował Robert – „ Berlin zdobyty” !

Czas wrócić do sobotnio-niedzielnych zwykłych 100 kilometrowych treningów przyprawiając je co środę racławskimi górkami.

Jedno jest pewne mają zdrowie i zacięcie – gratulujemy wyprawy i podziwiamy WAS !!!

Galeria zdjęć:

Share This

Uwaga, ta strona używa COOKIES. Dowiedz się więcej.

Stosujemy je, aby ułatwić Tobie korzystanie z naszego serwisu. Pamiętaj, że w każdej chwili możesz zmienić ustawienia dotyczące COOKIES w ustawieniach swojej przeglądarki internetowej.

Zamknij